Przypominał trochę kameleona, który zmieniał się zależnie od sytuacji. Amplituda wahań formy łodzian była zbyt duża, żeby po rundzie jesiennej mogli oni myśleć o miejscu w górnej części tabeli (zajmują 12. pozycję). Ambicje i nadzieje klubu były znacznie większe.
Apetyty rozbudził niezły początek. Remis z mistrzem Polski - Lechem na swoim stadionie 1:1 i sukces w Kielcach z Koroną 2:1, zespołem, który później okazał się jedną z rewelacji rozgrywek. Niestety, kolejny mecz z Wisłą w Łodzi był nieudany i skończył się porażką 0:1.
Wielkie odrodzenie przyniosło wrześniowe spotkanie ze Śląskiem 5:2. Potem jednak nadeszła seria remisów z Ruchem i Polonią oraz najbardziej dotkliwa porażka rundy, w najsłabszym meczu z Legią w Łodzi 0:1. Osiem dni później ku zaskoczeniu wszystkich, a zwłaszcza Tomasza Frankowskiego i spółki, beniaminek nie dał cienia szans liderowi - Jagiellonii, zwyciężając 4:1. Co się jednak stało potem? Porażki po 0:1 z Bełchatowem i Zagłębiem, niechlubny remis z Cracovią 2:2 i zwolnienie trenera Andrzeja Kretka.
Nowy szkoleniowiec - Czesław Michniewicz debiut miał nieudany. Widzew przegrał w Gdańsku z Lechią 1:3, ale przez tydzień potrafił tak zmobilizować swoich podopiecznych, że ci nie dali szans Górnikowi, zwyciężając 4:0.
Kretek szukał stabilizacji gry i formy w zbudowaniu silnej drugiej linii. Niestety postawienie na Velibora Djuricia okazało się błędem. Piłkarz nie był w stanie udźwignąć ciężaru odpowiedzialności za grę i wynik. Lepiej sprawdza się jako zmiennik, czego dowiódł w ostatnim spotkaniu, strzelając gola mogącego kandydować do miana bramki roku.
Załamanie formy w drugiej części rundy było spowodowane w dużej mierze kontuzją najbardziej kreatywnego pomocnika, świetnie też rozbijającego akcje rywali Mindaugasa Panki. Trener Czesław Michniewicz postawił na graczy walecznych oraz ambitnych - Piotra Kuklisa i Łukasza Brozia i się nie zawiódł.
Zatrzymanie najlepszych, stworzenie silnej drugiej linii i stabilizacja składu (jesienią w Widzewie grało aż 25 zawodników) dają nadzieję na powstanie wiosną drużyny, która nie będzie co tydzień zaskakiwała formą i osiąganymi wynikami.
Trenerzy Czesław Michniewicz i Marcin Węglewski po zakończeniu kursokonferencji w Warszawie natychmiast wrócili samochodem do Łodzi. Mogli prowadzić zatem wtorkowe zajęcia widzewiaków na bocznym boisku, w których jak to w tym okresie, więcej było zabawy, niż poważnego trenowania.
Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?