Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Łodzi i województwie zapowiadają się ciekawe wybory samorządowe

Marcin Darda
Być parlamentarzystą bądź ministrem i walczyć o posadę w samorządzie?

Raczej nic nowego, bo taką drogę przebył choćby Jerzy Kropiwnicki, ale on zrobił to raczej z braku politycznych perspektyw, po zakończeniu parlamentarnej kadencji w 2001 roku. Teraz na giełdzie posłów i ministrów, którzy szykują się do przerwania kadencji i chcą wyrwać stanowiska w jesiennych wyborach samorządowych, jest conajmniej kilku polityków. Ale powodów można się tylko domyślać...

Najciekawiej jest w Łodzi. Tam już w sobotę może dojść do pojedynku ministrów Cezarego Grabarczyka i Krzysztofa Kwiatkowskiego o żółtą koszulkę lidera miejscowej PO. Pojedynku kuriozalnego, bo żaden minister nie będzie miał tyle czasu, by być dobrym szefem resortu i jednocześnie zarządzać miejską organizacją partyjną. Ale te wybory to tylko jedna z płaszczyzn iskrzących relacji między obydwoma ministrami, bo ten, który je wygra, sam może zostać kandydatem na prezydenta Łodzi lub mieć największy wpływ na wskazanie, kto nim będzie.

Kwiatkowski, choć nigdy oficjalnie tego poza partią nie powiedział, jest zainteresowany pierwszą opcją. Grabarczyk drugą, choć gdyby premier Tusk to jemu powierzył misję zdobycia Łodzi, pewnie zostałby najpotężniejszym samorządowcem w kraju. Ministrowie infrastruktury zawsze przecież odchodzili w niesławie, on byłby pierwszym, który w resorcie pozostawiłby swoje kadry, a może jeszcze nawet wskazałby następcę na stołku w ministerstwie i kto wie czy nie zostałby nim Radosław Stępień, także łodzianin. To byłaby gwarancja, że nie będzie w polskiej infrastrukturze najbliższych lat ważniejszych inwestycji od tych łódzkich, czyli "zdołowania" dworca Łódź Fabryczna, czy budowy tunelu do Łodzi Kaliskiej.

Zdanowska wraca do gry?

Grabarczyk nie ma samorządowego doświadczenia, jeśli nie liczyć epizodu inspektora w łódzkim magistracie, ale ów epizod miał miejsce jeszcze w latach 80-tych. Kwiatkowski przeplata karierę samorządową z tą najwyższej półki: był radnym Zgierza, asystentem premiera Jerzego Buzka, wiceprezydentem Zgierza, radnym wojewódzkim, potem senatorem i ministrem. Ale gdyby któryś z nich został prezydentem, nie ważne który, to ich największym atutem i tak będą koneksje. Być znanym i wpływowym w politycznej "warszawce", to pewny skok cywilizacyjny, nawet, jeśli któryś z naszych ministrów chciałby zostać burmistrzem Pcimia Dolnego...

Gdyby to Grabarczyk wygrał bitwę o łódzką PO jest możliwe, że do gry wróci posłanka Hanna Zdanowska, bo to ona może być jego faworytą. Zdanowska nigdy swych ambicji nie ukrywała, nie czai się, jak choćby Kwiatkowski. "Polsce Dziennikowi Łódzkiemu" powiedziała już pół roku temu, że o swym starcie rozmawiała nawet z premierem Tuskiem. Nigdy też nie ukrywała swych politycznych związków z Grabarczykiem, niedawno nawet rzekła, że w politykę weszła właśnie za jego namowami. Tylko, że gdyby kandydatką PO została właśnie ona, to partia nie ma pewności, że wygra prezydenturę. Z sondaży, które PO zleciła, wynika, że numerem jeden dla łódzkiego elektoratu liberałów jest minister Kwiatkowski.

W sejmowej machinie są jednymi z wielu

Ale giełda ministerialno-parlamentarna nie dotyka tylko Łodzi, dużo się dzieje także poza stolicą. W Bełchatowie na przykład start rozważa Włodzimierz Kula, poseł PO. To ciekawy przykład, bo może uchodzić za symbol politycznego awansu we właściwym tego słowa znaczeniu: najpierw lata w samorządzie miejskim, potem Sejmik, aż w końcu Sejm. Tylko, że w jego przypadku może też chodzić o inny symbol: rozczarowania wielką polityką i to na dwóch płaszczyznach. Pierwsza płaszczyzna to taka, że mało znany poseł to tylko połykacz instrukcji klubu parlamentarnego, czyli: jak ma głosować i co mówić, gdyby o jakąś topową sprawę przypadkowo zahaczyli go sejmowi reporterzy. Druga sprawa to fakt, że realna władza leży tu, w samorządzie.

O Kuli powiadają właśnie, że Sejmem jest zdegustowany, dlatego rozważa start na prezydenta Bełchatowa, ma też dostać "jedynkę" na liście do Sejmiku, gdyby prezydenckie plany spaliły na panewce. W łódzkim Sejmiku, którego poseł Kula jeszcze przed dwoma laty był deputowanym, mówi się nie tylko o nim. Tu za sztandarowe przykłady uchodzą tzw. "Staśki", czyli Stanisław Olas i Stanisław Witaszczyk (obaj PSL). Przez lata byli głównymi rozgrywającymi w zarządzie województwa, mieli służbowe limuzyny z kierowcami i kadrowe moce przerobowe niemal bez granic, a tak się przecież buduje wpływy. Imieniny Stanisława w Urzędzie Marszałkowskim przekształcały się w peregrynacje delegacji z bukietami , które ustawiały się w kolejkach do gabinetów marszałkowskich. Skończyło się jesienią 2007 roku, kiedy stali się posłami, jednymi z wielu. Teraz obaj założyli blogi, a złośliwi powiadają, że to dla lepszej promocji przed jesiennymi wyborami do parlamentu, tyle, że lokalnego.

Swoją drogą i w łódzkim Sejmiku są tacy, co to chcą zawojować niższe szczeble. Niedawno na falach jednej z piotrkowskich stacji radiowych miejscowy starosta Stanisław Cubała ogłosił, że kandydatem ludowców na prezydenta Piotrkowa Trybunalsakiego może zostać Marek Mazur, szef łódzkiego Sejmiku, a to najwyższy stołek, który spoczywa w rękach PSL w Łódzkiem. Zaraz pojawiły się interpretacje, że Cubała wyskoczył z tą kandydaturą dlatego, że rozmowa zmierzała w niebezpiecznym dla starosty kierunku jego domniemanej współpracy z SB (kilka dni później okazało się, że IPN nie ma na to żadnego dowodu - red.), ale Mazur ewentualnym konkurom nie zaprzecza.

- PSL jest jeszcze przed dyskusją o kandydaturach, ale spodziewam się takiej propozycji - mówi bez zająknięcia szef sejmiku.

Z ministrów nie tylko Kwiatkowski?

Skoro jesteśmy na w okolicach Piotrkowa, to w sąsiednim Opocznie być może burmistrzem będzie chciał zostać poseł PiS Robert Telus. Poza regionem, jego klubem parlamentarnym i kolegom posłom z okręgu piotrkowskiego, jego nazwisko raczej nikomu nic nie mówi, a już to jest świetnym argumentem, by zdobyty mandat parlamentarny przekuć na zwycięstwo w lokalnych wyborach. Jest ambitny, w Opocznie ma szansę rządzić, a w Sejmie z pozycji posła opozycyjnego zostaje mu los pisarza interpelacji.

Co do naszych ministrów, to Krzysztof Kwiatkowski nie jest jedynym, który myśli o samorządzie, bo w PSL mówi się jeszcze o kandydowaniu Adama Fronczaka, wiceministra zdrowia. Na razie bardzo nieśmiało, ale wspomina się o Zgierzu, gdzie jeszcze niedawno prowadził szpital wojewódzki, a nawet o Łodzi. PSL, choć w stolicy województwa ma kilka razy więcej członków niż PiS, to nie przekracza progu wyborczego. Fronczak nieźle sobie radzi w ministerstwie, ale to on otwierał listę ludowców do europarlamentu w czerwcu 2009 roku. Może chciał potwierdzenia swojej pozycji i przypomnienia się wyborcom. Odpowiedź poznamy już za kilka tygodni: albo po komunikacie PSL, albo gdy coraz częściej będziemy ministra widzieć w Łodzi przecinającego wstęgi przy otwarciu oddziałów szpitalnych, wzorem jego kampanii europarlamentarnej.

A jeszcze Janowska i Markiewicz

W kontekście Łodzi nie można oczywiście zapomnieć o posłance Zdzisławie Janowskiej, której partia - Socjaldemokracja Polska - już jesienią zaproponowała odbicie Łodzi z rąk prawicy. Janowska na łódzkiej scenie jest fenomenem. Solidarnościowe korzenie i lewicowe poglądy dają jej żelazny elektorat (mandat radnej sejmiku i poselski zdobywała z odległych miejsc - red.), a zręczna gra polityczna może go jeszcze powiększyć. Zwolennicy Kropiwnickiego nigdy jej nie zapomną, że kontestowała referendum i spora ich część to ją może poprzeć w wyborach prezydenckich. Tyle, że łódzka posłanka przyznaje, iż do startu namawiana jest co kadencję, a po prezydenturę w mieście nie poszła nigdy. Jej kandydowanie byłoby sporą zagwozdką zarówno dla lewicy, jak i twardej prawicy spod znaku PiS, czy Włodzimierza Tomaszewskiego, który jest faworytem ekipy "postkropiwnickiej". W samorządzie też ma duże doświadczenie, była radną w mieście i województwie. I tak jak w przypadku wszystkich innych szeregowych posłów, jako prezydent ponad 700-tysięcznego miasta mogłaby mieć w ręku władzę. Tę realną, która daje posłuch dziesiątek, a nawet setek urzędników, a nie tylko gromadki pracowników biura poselskiego.

Podobnie może być zresztą z Markiem Markiewiczem, który ma szansę zostać kandydatem PiS na prezydenta Łodzi. To były kandydat na prezydenta Polski, były poseł i niedoszły senator. Skoro, póki co, nie ma szans na najwyższą, parlamentarną półkę, może się przetrzeć w konkurencjach samorządowych. Jak wygra, wróci na świecznik, bo prezydentura Łodzi to przecież nie byle co. Jak przegra, to w 2011 roku może wystartować i w cuglach wejść do Sejmu, bądź Senatu. Jedno jest pewne: związany ostatnio ze stolicą polityk, tej jesieni przypomni się łodzianom, a to potężny kapitał.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zgierz.naszemiasto.pl Nasze Miasto