Płomienie buchające z mieszkania przy ul. Łęczyckiej spostrzegli wracając nocą z pracy do Łodzi.
- Zauważyliśmy, że z okien na pierwszym piętrze drewnianego budynku stojącego po drugiej stronie ulicy, strzelają w górę języki ognia. Zawróciliśmy i podjechaliśmy pod budynek, żeby sprawdzić, czy ktoś nie potrzebuje pomocy - opowiada Marcin Blewonzka.
Jeden z mężczyzn wezwał telefonicznie straż pożarną i obaj weszli do budynku, w którym na pierwszym piętrze szalał ogień.
- Na klatce schodowej było pełno dymu. Zaczęliśmy wołać, czy ktoś jest w środku. Na pierwszym piętrze usłyszeliśmy głos dziecka. Gdy otworzyliśmy drzwi do mieszkania, zobaczyłem stojącego na środku kuchni szczupłego chłopca w krótkich spodenkach i skarpetkach. Musiał już nawdychać się dymu, gdyż chwiał się na nogach - kontynuuje Marcin Blewonzka.
Ochroniarze szybko wyprowadzili dziecko na zewnątrz. Po chwili Marcin Blewonzka wrócił jednak do mieszkania, gdyż dowiedział się od uratowanego chłopca, że został tam jeszcze pies. W pomieszczeniu dym był tak gęsty, że ochroniarz musiał zrezygnować z poszukiwań.
Na szczęście szybko przyjechała straż pożarna. Strażacy uratowali psa i ugasili pożar. Po kilkunastu minutach pojawił się ojciec chłopca, który podziękował ochroniarzom za uratowanie życia synowi. Policja wyjaśnia jednak, dlaczego dziecko zostało w domu bez opieki dorosłych.
- Przyczyną pożaru było pozostawienie włączonej kuchenki elektrycznej w pobliżu materiałów palnych - mówi brygadier Waldemar Szcześniak z Komendy Powiatowej Straży Pożarnej w Zgierzu. - Spaliło się częściowo wyposażenie mieszkania.
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?